Na krótką metę” to cykl opisujący nasze weekendowe wypady kamperowe.
Krótka meta przypadła tym razem w Lubniewicach. Do 1945 roku to jedno z obecnie najmniejszych polskich miast zwało się Königswalde, czyli Królewskie Lasy. Staropolska nazwa z XIII wieku Lubnewiz wywodzi się najprawdopodobniej od imienia Lubomir. Gdybym był wesołym przewodnikiem po Lubniewicach to z przekonaniem przekonywałbym, że nazwa miejscowości wywodzi się w prostej linii z lubienia. No bo jak tu nie polubić takiego miejsca postojowo-noclegowego?
Po rosyjsku „ljubow” ( любовь) oznacza większe uczucie od lubienia, czyli miłość. I w ten oto pokrętny sposób doszedłem do Parku Miłości imienia doktor Michaliny Wisłockiej w Lubniewicach. Autorka”Sztuki kochania” swą miłość najgłębiej zgłębiała właśnie tu, nad jeziorem Lubiąż.
Wchodząc do parku od strony miasteczka należy oddać pokłon Wisłockiej.
Tuż za niskim wejściem zaczynamy zapoznawać się z różnymi rodzajami miłości, przedstawionymi przy pomocy drewnianych rzeźb. Oto zakochane zwierzątka, a konkretnie ptaszki. Tę rzeźbę rodzice śmiało mogą dzieciom pokazywać, beztrosko opisując uczucie, jakie oba ptaszki połączyło.
Tłumacząc sens poniższych dzieł należy stanąć na wysokości i wykazać się ociupinkę większą wyobraźnią w doborze odpowiednich słów.
Kolejne rzeźby pięknie ukazują miłość rodzicielską,
oraz przytulanki.
W parku znaleźliśmy też mostek z kłódkami przyczepionymi przez aktualnie zakochanych.
Onegdaj widziałem, co odkochany potrafi zrobić z taką kłódką. Miłość jest ślepa, a przynajmniej z początku.
Warto zajrzeć do niewielkiego ryneczku w Lubniewicach, gdzie prócz kilku knajpek i sklepików centralne miejsce piastuje Fontanna Dobrosąsiedztwa. Pomnik rusałki ze złotymi jabłkami w rękach i złotej koronie na głowie jest jednym z symboli pojednania narodów polskiego i niemieckiego.
W Lubniewicach są dwa zamki, ale żadnego do obejrzenia. Stary zamek ma status remontu w zawieszeniu, a nowy jest w konflikcie z burmistrzem.
Przez przypadek (spacerując brzegiem Krajnika, czyli kolejnego jeziora w Lubniewicach), trafiliśmy do „Kaczego Dołka”, ale prezesa nie było. I to z pewnością od dość dawna.
Był za to jegomość, zachęcający by „to” zrobić.
Lubniewicka aura miłości rozciąga się daleko poza Park Miłości, o czym przekonaliśmy się po powrocie na miejsce biwaku. Nie, nie. Tym razem nie chodzi o nas, co to to nie – oto amory na ……oponie.
Nie będę ukrywał, że Lubniewice najbardziej przypadły mi do gustu ze względu na ścieżkę rowerową wokół jeziora Lubniewsko. W większości jest pięknie,
nastrojowo,
i informacyjnie.
Ale były dwa ale. Pierwsze, gdy na odcinku 60 metrów jakieś cymbały ścięły drzewa i krzewy i nie uprzątnęły bałaganu, a drugie, gdy rozryty potok zmusił nas do nieplanowanego wysiłku.
Ścieżka wyłaniając się z lasu odsłoniła kilka mniejszych akwenów zwanych „Rybakówko”. Z żalem rozstajemy się z tym miejscem hodowli ryb,
by po chwili z zaskoczeniem ujrzeć przed sobą…. nieczynny most. A skoro nieczynny….
Aha. Jegomość na bicyklu nieprzypadkowo jest podobny do Antonia. 🙂
ps – w związku z niewyczerpaniem potencjału Lubniewic, pojawimy się tam jeszcze w nieokreślonej, ale raczej niedalekiej przyszłości.