Długi weekend sprzyjał aktywnemu spędzeniu wolnego czasu na świeżym powietrzu.
Od sierpnia 2010 nie mogłem doczekać się chwili, gdy znowu zasiądę w kajaku.
Wybór rzeki ustalony był już dawno – ponownie Brda, czyli Bory Tucholskie.
Miejsca noclegowe teoretycznie też mieliśmy wybrane – Woziwoda i Gołąbek. Teoretycznie dlatego, że oba były remontowane, a o tym, że już można z nich korzystać dowiedziałem się……2 dni przed spływem.
Dzień 1, środa 22.06.2011
Przygotowanie kampera do jazdy, uzupełnienie prowiantu i płynów to tzw. pikuś.
Prawdziwym wyzwaniem było wtarganie kajaka na kampera i solidne umocowanie go na dachu. Podczas gdy -przy pomocy sąsiada- samo załadowanie kajaka udało się dokonać w 5 minut, porządne zamocowanie wykonywałem ponad 1,5 godziny!
Ale udało się, ruszamy o godzinie 17.15. No tak, początek długiego weekendu, korki niesamowite, do Gniezna (ca 55km) przybywamy po 2 godzinach! Dalej jest już OK i w Woziwodzie jesteśmy około 21.20.
Na miejscu meldujemy się na pozycji…nr1! Jako pierwsi w na nowo otwartym ośrodku, czujemy historyczną dumę. Cena 35 zł od kampera czy przyczepy (bez względu na ilość osób) + ew.8zł prąd (nie korzystamy, nie ma potrzeby).
Stanica na pierwszy rzut oka zmieniła się niezwykle korzystnie.
Są nowe sanitariaty, stanowiska do ułożenia kajaków
zadaszone miejsce na ognisko, przystań do zwodowania sprzętu
i – sic!- amfiteatr!
Podjeżdżamy pod nowe – a jakże – stanowisko dla kamperów i przyczep i ….pierwszy zonk.
Za szlabanem jest faktycznie jakiś utwardzony plac, przy nim krany i skrzynki elektryczne, ale zlokalizowane na drodze dojazdowej do tzw. „Zielonej szkoły”!
Miejsce jest na ustawienie auta, ale nie ma mowy o rozłożeniu markizy, czy stolików z krzesłami. Skrzynki elektrycznej nie można przymknąć, bo od dołu nie ma wycięcia dla przewodów.Oj, komuś zabrakło wyobraźni lub chęci sprawdzenia jak to wszystko powinno wyglądać.
Miejsca dla zrzutu brudnej wody czy opróżnienie toalety także brak, może zmieni się to po naszych sugestiach jak powinno to wyglądać.
Dzień 2, czwartek 23.06.2011
Kajak dla naszego kolegi Mariusza ma być dowieziony ok.12.00 zatem ruszamy na rowerach w stronę pobliskiej ścieżki przyrodniczej.
Z czystym sumieniem polecam , koniecznie trzeba ją odwiedzić. Prowadzi wzdłuż brzegu Brdy, po drodze wyznaczone są stacje, gdzie jest wiele ciekawych informacji, oraz oczywiście wspaniałych widoków przyrody i samej rzeki.
Pierwszy dzień spływu wytyczyliśmy sobie bardzo spokojnie, tylko 10 km do stanicy w Gołąbku, gdzie planujemy drugi nocleg. Wcześniej przestawiliśmy na metę 1 auto, wróciliśmy do Woziwody drugim i – ruszamy z prądem.
Pogoda fantastycznie dopisuje więc na luzie , bez wielu przeszkód w wodzie, docieramy do Gołąbka.
Najpierw kolejne pozytywne wrażenie: w zeszłym roku było tu tylko pole z tojtojami, a obecnie jest podobnie jak w Woziwodzie- tyle, że bez amfiteatru ;-)))
O dziwo także i tu meldujemy się na pozycji nr1!
Ponieważ właścicielem tego biwaku jest ta sama osoba co w Woziwodzie, ceny też są takie same. Niestety – podobne są też stanowiska dla kamperów, a może i gorsze, bo wąskie i wysypane drobnym kamykami.
Stajemy w związku z tym nad samym brzegiem z pięknym widokiem na rzekę.
Jedziemy z Mariuszem z powrotem do Woziwody po auto i już oboma wracamy do Gołąbka.
W świetnych humorach spożywamy karkówkę z grilla umiarkowanie popijaną pysznymi wyrobami rodzimych Polmosów.
Dzień 3, piątek 24.06.2011
Dziś mamy w planie przepłynięcie 18,5 km – z Gołąbka do miejscowości Piła Młyn.
Pierwsze kilometry dostarczają większych wrażeń niż wczorajsze pływanie, nurt jest szybszy, więcej w wodzie zwałek.
Mniej siły wkładamy w wiosłowanie a więcej w umiejętne manewrowanie przy przeszkodach. Po drodze mijamy całkiem spory głaz (w obwodzie 7,5m) będący pomnikiem przyrody, granit rapakiwi, zwany „Kamieniem Jagiełły” (genezy nazwy nie znam).
Następnie aż do stanicy Świt jest w miarę spokojnie. W Świcie także wszystko odnowione, ale jeszcze nieczynne, trwają ostatnie prace związane z elektryką.
Także i tym ośrodkiem zawiaduje ten sam dzierżawca, oprócz tego zajmuje się także transportem i załatwianiem kajaków.
Podaję namiary: Krzysztof, tel. 692-151-537
W dniu dzisiejszym mieliśmy dwie przymusowe, kilkuminutowe przerwy spowodowane przejściem deszczu, by za chwilę ponownie cieszyć się słońcem.
Od Świtu do Piły Młyn rozciągał się najatrakcyjniejszy odcinek całego naszego spływu, rzeka przyspieszyła, więcej było wirów i bystrzy –i mimo przeszkód w wodzie i meandrów – szybko przemknęliśmy przez uroczysko „Piekło”, kolejny pomnik przyrody.
W Pile Młyn
odebrał nas i kajaki p. Krzysztof i przewiózł ponownie do Gołąbka.
Na miejscu okazało się, że jest już ponad setka kajakarzy, a co za tym idzie – większy gwar. Przy ognisku śpiewy trwały podobno do północy.
Korzystając z tego, że byliśmy dość wcześnie z powrotem, wybraliśmy się na rowerach obejrzeć kolejne ciekawe miejsce – rezerwat przyrody „Bagna nad Stążką”.
Jest tam ścieżka – niestety nie rowerowa, o czym dość szybko przekonaliśmy się kilkukrotnie wnosząc rowery po drewnianych i kamiennych schodach – zwana „Jelenią Wyspą”. Z pewnością godna obejrzenia, 10 opisanych przystanków przybliża walory tego miejsca i w ciekawy sposób naucza , że o doznaniach wzrokowych nie wspomnę.
Wracając zahaczamy jeszcze o park dendrologiczny, w którym na stosunkowo niewielkiej przestrzeni znajduje się sporo drzew i krzewów, a tabliczki przed nimi pozwalają poćwiczyć odgadywanie danego gatunku.
Wieczór kończymy kolejną grillową ucztą.
Dzień 4, sobota 25.06.2011
Dziś będziemy płynąć spod Rytla do Woziwody, kolejne 18,5 km i to ma być koniec wiosłowania na tym wyjeździe, jutro tylko rowery.
Jedziemy oboma autami do Woziwody, skąd dalej przewozi nas p.Krzysztof.
Start mamy zaplanowany z „dzikiego” biwaku koło Rytla, miejsce widokowo piękne!
Są tu tylko tojtoje i kran z wodą, ale dla kamperowców wszak nie ma to znaczenia, a jest fajne i za małe pieniążki miejsce na postój. Nadchodzące chmury powodują rozterkę: spływać czy przeczekać. Decydujemy się poczekać i jest to świetna decyzja bowiem po ok. 10 minutach nadchodzi bardzo silny wiatr i obficie zacina deszcz.
Po kolejnych 30 minutach przestaje padać i ruszamy z prądem.
Dziś w stanicy w Woziwodzie ma być impreza dla pracowników fabryki mebli z Czerska, będzie około 500 osób. Według naszego gospodarza i przewoźnika także goście biwakowi mają darmową wyżerkę.
Nie wiem na pewno, czy to miało duży wpływ na nasze płynięcie, ale faktem jest, że na metę dotarliśmy bardzo szybko!
Brda na tym odcinku jest bardziej spokojna, pozwala delektować się mijanymi uroczymi zakątkami, nie stwarza jakiegokolwiek zagrożenia.
Przez 3 dni pokonaliśmy łącznie 47 km i nie było żadnej przenoski! Nie ma także – na tej przeze mnie opisywanej trasie – jakichś miasteczek, tylko lasy, bory czasem łąki.
Między innymi z tego względu polecam ją mniej zaprawionym w kierowaniu kajakiem, a także rodzinom z dziećmi. Cały czas słyszeliśmy za to radosny śpiew ptaków.
Nie ma czego się bać, a jednocześnie naprawdę jest co podziwiać
Zbliżając się do Woziwody słyszymy muzykę, czyli festyn już trwa.
Załapujemy się na pyszną grochówkę i bigos, rzeczywiście nie płacąc. Cały czas trwają występy młodych artystów, niektóre zaiste znakomite. Miałem i ja swoją chwilę na scenie, ale wolę się nią nie chwalić….;-)
Wieczorem ucztujemy: wczoraj nabyliśmy świeże pstrągi i nafaszerowaliśmy je przyprawami, a dziś wspaniale smakują z grilla. Ech, jeszcze przełykam ślinkę.
Aha, wieczór kończymy tradycyjnie, lecz o jakieś 60% delikatniej, jutro wszak wracamy po południu do domu.
Dzień 5, niedziela 26.06.2011
Zapowiada się kolejny słoneczny dzień, pakujemy z Mariuszem kajak na dach kampera, mozolnie mocuję go, znowu ponad godzina zeszła. Muszę to jakoś dopracować, by było prostsze.
Dziś w głównej roli wystąpią rowery,wybieramy się niebieskim szlakiem w stronę Wielkiego Kanału Brdy.
Najpierw jedziemy przez bogate w poziomki lasy (jagód jeszcze nie ma), następnie przez krótką chwilę podziwiamy łany zbóż na wzgórzach
po czym zagłębiamy się w coraz gęstsze bory.
Okazują się na tyle gęste, że nie możemy odnaleźć zielonego szlaku i zwyczajnie „na nosa” próbujemy się doń dostać.
Po dłuższej chwili, już mocno zaniepokojeni ,ulga – jesteśmy przy moście nad kanałem, szlak też się znalazł i prowadzi nas groblą wzdłuż wód kanału.
Po kilku kilometrach jazdy, często karkołomnej z uwagi na liczne korzenie drzew, docieramy nad kolejny mostek, pojawiają się zabudowania Fojutowa.
Znajduje się tu najdłuższy w Polsce akwedukt, dwupoziomowe skrzyżowanie – górą płyną wody kanału, a dołem, około 10m poniżej – Czerska Struga, dopływ Brdy.
Jest to, podobnie jak i budowa samego kanału, niezwykle interesująca budowla (kanał przepływa jeszcze przez 2 mniejsze akwedukty).
Po przejechaniu rowerami około 20 kilometrów poczuliśmy nieodpartą chęć uzupełnienia energii, zatem zawitaliśmy do zajazdu w Fojutowie. Pyszności (w dobrych cenach), którymi się uraczyliśmy
spowodowały błogie rozlewinienie, a tu trzeba jeszcze parę kilometrów pedałować do Woziwody….
I tak z żalem rozstaliśmy się z Borami Tucholskimi, ale z całą pewnością zawitamy tam ponownie, i to zapewne jeszcze w tym roku!
Ps – już po powrocie do domu dowiedziałem się, że w pobliżu szlaku Brdy, w miejscowości Wymysłowo znajduje się muzeum indiańskie imienia Sat-Okha. Następnym razem odwiedzę je z pewnością!
Podaję poniżej odnośniki do miejsc, które zwiedziliśmy, może komuś będzie chciało się poczytać:
http://www.borytucholskie…ent/view/11/26/
http://www.las.pl/rozne/jelenia/jelenia.htm
http://obiezyswiat.org/index.php?gallery=11823
A tu :
http://www.huuskaluta.com.pl/sat_okh/index.php
strona o tym niezwykle ciekawym człowieku – Sat-Okhu. Przeczytajcie koniecznie, ja w młodości zapoznałem się m.in. z jego powieściami „Biały mustang” i „Głos prerii”.
Bory Tucholskie to kolejne piękne miejsce w Polsce!