„Na krótką metę” to cykl opisujący nasze weekendowe wypady kamperowe.
Zaiste dziwne to i przykre, że nad tak dużym jeziorem jak Gopło, jest tak mało miejsc noclegowych. A już legalny postój dla kampera, czy przyczepy kempingowej, o, to się trzeba naszukać. Piszę legalny, bo gdy ktoś sobie radośnie przycupnie gdzieś w krzakach nad wodą, może zostać obdarowany co najmniej dwustuzłotowym mandatem.
W Kruszwicy jest OSŻ „Popiel”, widzieliśmy – przyczepy stały, faktycznie. Pięknie były widoczne z pokładu pontonu, gdy stały w palącym, niczym nie osłoniętym słońcu. W Połajewie podobno jest jakiś kemping. Chyba był.
Dobra. Teraz pójdzie z górki.
Patrząc na guglemapkę pomyślałem sobie, że może warto poszukać noclegu na półwyspie Potrzymiech. Skoro nikt nie reklamował się z noclegami, zadzwoniłem do….sklepu spożywczego w Ostrówku.
Miła właścicielka baro-sklepu stwierdziła, że mamy jechać, coś się znajdzie. Co prawda nie dopytałem, czy czasem tego „coś”, to w sklepie nie znajdziemy, ale zaryzykowałem. Lekko zmierzchało, gdy nasze dwa kampery (pojechaliśmy z Antykami) dotarły do Ostrówka.
Baro-sklep, w piątek wieczorem wspaniale kwitnący dzięki sympatykom trunków rozmaitych, stoi strategicznie położony blisko promu nad Gopłem.
Po drugiej stronie Gopła, w Złotowie, jest pole namiotowe, na którym już z daleka wyróżniająco zielenił się tojtoj. Popłynęliśmy promem nie wiedząc, że stanie się to naszym nowym hobby. Pole, zapewne darmowe, nijak nie opisane ani ogrodzone,nie wyglądało nawet najgorzej, ale ruszyliśmy poszukując bardziej godnego miejsca.
I znaleźliśmy je w Połajewku, w gospodarstwie agroturystycznym prowadzonym przez Mirosława Nowackiego. Oto dowody naszej sympatii do tego miejsca:
Bezpieczny postój nad brzegiem Gopła,wśród zachodzącego słońca
i przy lampce wyśmienitego trunku (jeśli lampka to flaszka) to było to, czego oczekiwaliśmy.
Nazajutrz zrobiliśmy wycieczkę rowerową. Najpierw dotarliśmy do pozostałości grodziska w Mietlicy.
To, że jest to obecnie jedynie wał ziemny,nie zwolniło nas z obowiązku podjechania doń. I bardzo dobrze. O wspinaczce nie było mowy, bo łagodnie weszliśmy na szczyt dawnych obwarowań. Widok na jezioro usatysfakcjonował nas dostatecznie,
ale czuliśmy, że dziś stać nas na więcej. O wiele więcej. Na razie ruszyliśmy w stronę Złotowa, a dokładniej ku promowi do Ostrówka.
Dzięki sympatycznemu promowemu ( to ten za szybką),
dowiedziałem się, że między Ostrówkiem a Złotowem prom pokonuje 200 metrów, ale w najwęższym miejscu jezioro ma zaledwie 50 metrów. Najszerzej, bo na 2,5 km szerokości Gopło rozlewa się tuż za północnym końcem półwyspu Potrzymiech.
Przy brzegu Złotowa leży utopiony poprzedni prom oraz rzekomo auto, którego właściciel oszczędzał na hamulcu ręcznym.
A zatem ponownie znaleźliśmy się na półwyspie Potrzymiech. Patrząc na mapę, od razu wykoncypowałem sobie, że to musiała być onegdaj wyspa. Nie potrzeba super wnikliwości, by zauważyć, że wyspa Potrzymiech została półwyspem dzięki działaniom współczesnych nadgoplańskich budowniczych. Chcieliśmy dotrzeć do strażnicy „Rysiówka”, ale gdy skończył się asfalt, a zaczął twardy dukt wysypany białymi kamieniami – zawróciliśmy. Komuś skończyła się wyobraźnia, a nam chęć na podróż po tłuczniu.
Po zaliczeniu trzeciej przeprawy promowej wróciliśmy do kamperów, by coś zjeść, dmuchnąć w ponton,
i ruszyć drogą wodną w stronę Kruszwicy. Z Połajewka to 18km.
105 minut zajęło nam dopłynięcie pod Mysią Wieżę.
W marinie Kruszwica nie ma możliwości zakupu paliwa. Dopłynęliśmy w pobliże miejsca wodowania stateczka turystycznego „Rusałka”,
skąd mieliśmy jakieś 1000 metrów na „pobliską” stację paliw. A niech to….
Kruszwicę zdążyliśmy już onegdaj zwiedzić , a Antyki nie, no to podział zadań był oczywisty: oni na Mysią Wieżę, a my na lody.
Ruszyliśmy w drogę powrotną. Jak się okazało, nie my sami.
Po 100 minutach od wypłynięcia spod Mysiej Wieży widok kamperów stojących nad brzegiem wody,
stanowił dla nas nie mniejszą przyjemność, niż podziwianie jeziora po zmroku.
Kolejny dzień zapowiadał się upalnie, co zoczywistowało (hehe) nasze działania. Tym razem popłynęliśmy w przeciwną stronę, ku kanałowi ślesińskiemu oddalonemu od Połajewka o 7 km. Wpłynięcie na wody kanału było, co tu się czarować, średnio spektakularne,
ale nie zepsuło to naszych dobrych humorów.
Po prostu szybko zawróciliśmy.
Po drodze BoRa i Antonio wykąpali się w ciepłej wodzie na plaży w Połajewie i to było zacne zakończenie tego weekendu. Wracaliśmy, co oczywiste 🙂 – przeprawą promową.
Kilka słów.
Gopło jest jeziorem z niewykorzystanym potencjałem turystycznym. Dziewiąte pod względem wielkości jezioro w Polsce ma bardzo słabo rozwiniętą bazę turystyczną. Urzędnicze zakazy skutecznie wstrzymują inwestycje w tym ciekawym – także przecież pod względem historycznym – regionie. Porównanie z niedalekim Ślesinem, który mieliśmy dwukrotnie okazję odwiedzić przynosi kolejną porażkę. Gopło jest niedoinwestowane, i to widać aż nadto.
Ale – jeżeli chodzi o walory jeziora – to jest tu pięknie, i….o to chodzi? 😉