KarpaczNa krótką metę

Na krótką metę: Karpacz na zimno

Przez 6 stycznia 2016 No Comments

„Na krótką metę” to cykl opisujący nasze weekendowe wypady kamperowe.

Zieleniec czy Karpacz? W Zieleńcu jest większa szansa na śnieg na stokach, ale co będziemy robić wieczorem? I do tego w Sylwestra?

Pojechaliśmy do Karpacza. Kończył się ciepły grudzień 2015 roku, a wraz z nim dodatnie temperatury. BoRa od tygodnia wiedziała, że jedziemy z Antykami kamperami, ale dzień przed wyjazdem zaczęła marudzić, że nie chce marznąć. Tak jakbym ja chciał. Na nocleg stanęliśmy na parkingu przy wyciągu „Biały Jar”.

Na parkingu przy wyciągu       Przy wyciągu

W Białym Jarze w 1968 roku na skutek największej tragedii lawinowej w Polsce zginęło 19 osób. Nie mówiłem o tym głośno, by nie straszyć naszych pań. Poza tym, lawiny schodzą w wyżej położonym prawdziwym, geograficznym Białym Jarze, od którego nazwę zaczerpnął ośrodek narciarski i hotel. W Sylwestra zakupiliśmy karnety całodzienne i bez kolejki rozsiedliśmy się na nowoczesnej kanapce. Było tak, jak lubię. Śniegu na trasie dużo, a narciarzy mało.Na wyciągu        Interesujący początek

Poczułem, że za chwilę wpadnę w euforię. Słoneczko, lekki mróz i narty. Ta trójca pasuje do siebie jak ulał. Przeciągnąłem się z rozkoszą podziwiając krajobraz, gdy BoRa szturchnęła mnie.

– Narty na bok! Wysiadamy!

– Co? Już?!

Euforia nie zdążyła się rozwinąć, a już minęła. Spojrzałem na zegarek. Czyżbym się zdrzemnął? Trzy minuty od startu?! Po zjechaniu z kanapy BoRa i Viola „odpaliły” komórki, a Antonio popatrzył na mnie z taką miną, jak i ja na niego.

Błyskawicznie zbliża się...        Hehe

Staliśmy w milczeniu zajęci analizowaniem zaistniałej i rozczarowującej sytuacji, gdy „błyskawicznie” wyprzedziła nas tyraliera oraczy śniegu.

Rolnicy

Odczekałem chwilę i mocnym odepchnięciem się ruszyłem. Kilkanaście sekund później było po wszystkim. Na kanapce długo panowała cisza.

– To co robimy?

Zjechaliśmy jeszcze trzy razy. W międzyczasie pojawiły się tłumy narciarzy. Wtedy odsprzedaliśmy swe karnety.

Nas już tam nie było

Poszliśmy zobaczyć największe atrakcje Karpacza. Najbardziej obleganą od kilku lat jest hotel „Gołębiewski”. Gigant robi wrażenie zarówno z zewnątrz, jak i od środka.

Hotel w Karpaczu        Hotel Gołębiewski Karpacz

Z hotelu stromo wiodącymi pod górę uliczkami  ruszyliśmy ku świątynii Wang. Do „Harnasiówki”, małej knajpki niedaleko kościółka, wstąpiliśmy nie tylko dla pięknie pachnących grillowanych oscypków i kiełbasy, ale także dlatego, że nie jesteśmy przecież szaleni 😉

Harnasiówka

Samą świątynię podziwialiśmy wcześniej kilka razy i z czystym sumieniem potwierdzam, że nic się nie starzeje.

Wang       Piękna świątynia

Wróciliśmy do kamperów, by godnie przygotować organizmy na powitanie najnowszego Nowego Roku. Wieczorem, gdy z 40% pewnością ustaliliśmy, że nadeszła ta chwila, skierowaliśmy swe kroki w stronę centrum Karpacza. Po drodze zrobiliśmy sesję zdjęciową z twórcą Błędnych Skał, Liczyrzepą. Ten Duch Gór nazywany bywa także Rzepiórem oraz Rzepoliczem, ale jak mi szepnął na ucho, najbardziej lubi, gdy mówi się o nim po prostu Karkonosz.

Liczyrzepa z Antoniem       Z Rzepiórem

Niby krótki ten spacer, a jednak jeść, a zwłaszcza pić się zachciało. Wstąpiliśmy do znanej z poprzednich bytności knajpy „Góralska zagroda – Swojskie jadło”. Po spożyciu najdziwniejszego w życiu szaszłyka i wypiciu nie mniej zatrważającego w smaku piwa sugeruję modyfikację nazwy: „Góralska zagroda – Żarcie padło”. Za karę nie będzie zdjęć, a zwłaszcza odwiedzin tego miejsca w jakiejkolwiek przyszłości.

O północy nastąpił wytrysk fajerwerków, oznaczający koniec starego roku.

Fajerwerki

A o poranku czekał na mnie całkiem nowiusieńki, 2016 Rok.

 

Facebook