Kemping w Gołuchowie położony jest w lesie,
ogrodzony siatką, nawet od plaży.
Wstęp na nią jest płatny , ale goście kempingu mogą przyzwyczajać się do piasku za darmo. Teren kempingu jest rozległy, oprócz naszego kampera Boba Ramsa, były bodajże 4 przyczepy, zatem na brak spokojnego miejsca nie mogliśmy narzekać.
Za to domki, których jest dość sporo, były solidnie zasiedlone. Głównie przez sympatyków tańszych trunków, nie bez kozery zwanych wyskokowymi….
Generalne wrażenie jest pozytywne. Czyste toalety, miejsce zabaw dla dzieci, 3 boiska siatkówki plażowej, wypożyczalnia rowerów. W piątek i sobotę na kempingu byliśmy tak około 19, po zwiedzaniu okolic i było spokojnie. W niedzielę, gdy zjechały tłumy plażowiczów, z plaży dochodziły wrzaski.
Z racji tego, że było to podczas naszego szykowania się do powrotu, nie zwracałem na to zbytnio uwagi. Gdyby jednak ktoś nastawił się na siedzenie na terenie kempingu (nie wiem w sumie po co), mógłby czuć dyskomfort.
Słowem – idealne miejsce do zwiedzania okolic, a wprost wymarzone dla ceniących leżenie na plaży w towarzystwie setek podobnych sobie nygusów.
Opis okolicznych atrakcji – rzeczywiście atrakcyjnych – zacznę od arboretum.
Jest to bardzo rozległy park, w którym rośnie około 80 tysięcy drzew z 2 stawami zasilanymi , podobnie jak sztuczny zalew z kąpieliskiem, przez rzeczkę Ciemną, dopływ Prosny.
Park jest świetnym miejscem spacerowym , gdzie wśród prawie 30 km ścieżek rośnie ponad 250 drzew o charakterze pomnikowym. Jego jedyną wadą jest zakaz jazdy rowerem, czego z uwagi na szerokie aleje wysypane grysem i przede wszystkim dość znaczne odległości do pokonania, nie bardzo rozumiałem, ale …..strażnicy byli nieprzejednani.
Jednako, gdy po godzince zobaczyliśmy ich na …rowerach, ech, domyślacie się, że swych bicykli już dalej nie pchaliśmy.
Wchodzimy do Muzeum Leśnictwa, mieszczącego się w dawnej powozowni i owczarni. Absolutnie warto! Zarówno dorośli jak i dzieci będą z zainteresowaniem oglądać zgromadzone eksponaty i wystawy.
Kierujemy się do pięknego budynku zwanego pałacem, a także Oficyną. Wybudowany został jako…gorzelnia.
Po drodze mijamy kaplicę – mauzoleum Izabelli z Czartoryskich Działyńską;
kobiety, dzięki której można dziś oglądać te cudne dzieła architektury i sztuki.
Pałac okazuje się dalszą częścią Muzeum Leśnictwa. Znajdują się w nim głównie trofea myśliwskie,
a także historia polskiego leśnictwa.
I wreszcie zwiedzamy zostawiony na koniec zamek. Składamy się wspólnie z kilkunastoma indywidualnymi turystami (indywiduami???) na przewodniczkę. Jest to supertrafna decyzja. Zarówno finansowo, jak i w celach poznawczych.
Zamek nie jest wielki, ale za to śliczny. I już.
Tak niepostrzeżenie minął cały sobotni dzionek.
Kilka wartych kliknięcia linek:
http://www.galeriawielkopolska.info/goluchow.html
http://pl.wikipedia.org/wiki/Izabella_Działyńska
http://www.odyssei.com/pl/travel-article/16289.html
http://pl.wikipedia.org/wiki/Silvanus
W niedzielę zaliczyliśmy rowerowy objazd zalewu.
Wytyczonym szlakiem dotarliśmy do miejsca pochówku kilku tysięcy – prawdopodobnie zagazowanych w samochodach – Polaków i Żydów.
Dalej szlak prowadzi do najstarszego chronionego w Wielkopolsce zabytku przyrody – Kamienia Świętej Jadwigi.
Jest to jednocześnie największy głaz narzutowy naszego, wielkopolskiego terenu.
W pasie ma „jedynie” 22 m przy wysokości 3,5 m, ale to nie ja dokonałem tych pomiarów, a ktoś z pracowników Wikipedii.
Poprzez las, już nie korzystając z oznakowanych szlaków, docieramy na przeciwną stronę zalewu.
Tuż przy nim prowadzi dość wyboista dróżka polna, którą – pomimo znaku zakazu wjazdu – kilkanaście aut dojechało pod zbiornik wodny. Wędkarze i piknikowcy w dość regularnych odstępach zawłaszczyli brzeg akwenu.
Jedziemy obejrzeć pokazową zagrodę zwierząt, lecz największa atrakcja, czyli żubry, akurat polegują sobie jakieś 100 m od kibiców. I tylko machające ogony mają zaświadczyć, że to nie eksponaty muzealne. Oprócz żubrów w ogrodzonej symbiozie żyją tu daniele, koniki polskie i dziki.
To by było na tyle. Gołuchów warto odwiedzić, oj warto.