Ten wpis zapoczątkuje moje krótkie opisy kamperowych wypadów nie nad jeziora, morza, rzeki, a do miast.
Gdy pogoda przestaje rozpieszczać ciepłym, słonecznym powietrzem, ruszamy kamperem zwiedzać polskie miasta. Na dzień dobry – weekend w Toruniu. Najsampierw o mało co, a noclegowalibyśmy z widokiem na toruńską starówkę. I do tego jakieś 30 metrów od brzegu Wisły. Tyle, że tym…. przeciwległym brzegu. O fiasku przedsięwzięcia przeważył ten, ale i taki fakt, że byłbym jednak dość daleko od toruńskich zabytków, oraz… knajpek.
Przejechałem zatem długim mostem Piłsudskiego, by zacumować na słono płatnym parkingu przy bulwarze Fifadelfińskim…yyy…. Filadelfińskim. Czekajcie, muszę sprawdzić w Google. Filadelfijskim!!! Bulwar jest w stanie remontowanym, ale częściowo czynnym. Co do rzeczonego parkingu, to bliskość Starego Miasta i Wisły jest jego niewątpliwym atutem.
Zanudziłbym Was opisywaniem poszczególnych zabytków Torunia, wszak robi to o wiele bardziej profesjonalnych podróżników, zatem czas na sine verbis, niech przemówią smartfotki.
Szczerze też przyznam, że nie chce mi się opisywać poszczególnych zabytkowych domów, kościołów, pałaców itp. Nie robię inwentaryzacji niewątpliwie pięknego Staromiejskiego Rynku (i okolic) Torunia. Za to podziwiam i serdecznie zachęcam do odwiedzenia tego nadwiślańskiego miasta. Oczywiście, pamiętam też z czego – oprócz mistrza Kopernika – Toruń słynie.
Odwiedziliśmy tylko dwie knajpki, wszak to był dwudniowy wyjazd. Kolacja w „Pueblo”, teksańsko-meksykańska knajpka. Jedzenie i tequila przyjemnie zaspokoiła nasze podniebienia, acz jednakowoż gdańskie Pueblo wspominam ociupinkę… smaczniej.
Na obiad zajrzeliśmy do restauracji „Chleb i wino”. Po fatalnych przygodach w gdańskim oddziale tej sieci (co opiszę w kolejnym wpisie), nie miałem chęci przestąpienia progów tej knajpy, ale zostałem przegłosowany. I dobrze, bo toruński „Chleb i wino” smacznym asortymentem odkupił winy gdańskiej kulinarnej pomyłki. 🙂
To na razie tyle. Do zobaczenia w Gdańsku. 🙂