Na krótką metęSówka nad Korytnicą

Na krótką metę: Sówka nad Korytnicą

Przez 3 marca 2016 No Comments

„Na krótką metę” to cykl opisujący nasze weekendowe wypady kamperowe.

Dawno, dawno temu….

W czasach, gdy jeszcze pływałem kajakiem po Drawie, bo nie było na niej łykendowych rozbójników, jednym z moich ulubionych miejsc biwakowych była „Bogdanka”. W tej leśnej osadzie, gdzie nigdy nie spotkałem tubylca, spotykają się dwa szlaki kajakowe: drawieński

Nad Drawą

i korytnicki.

Korytnica

Nie mogliśmy z BoRą zdecydować, która rzeka bardziej nam się podoba, więc stanęliśmy pomiędzy nimi.

Korytnica zasila Drawę

Oczekiwanie na przyjazd Antyków, z którymi mieliśmy skontaktować się po ustaleniu miejsca noclegowego, postanowiłem spożytkować na wybranie tego najlepszego. Niby łatwe, bo na biwaku byliśmy sami. Po kilkukrotnym przestawianiu kampera nadal najlepsze miejsce było to, które blokowało innym wjazd na obozowisko.

Biwak Bogdanka        Na biwaku Bogdanka

Zostawiłem tam „na razie” kampera i wyruszyłem spenetrować okolicę.

Bogdanka        Drawa

Gdy wróciłem BoRa poczęstowała mnie przepysznymi, kupionymi po drodze bezpośrednio od producenta szparagami lekarskimi. Po konsumpcji tego warzywa, uważanego przez niektórych za afrodyzjak, faktycznie podniosło mi się, ale ciśnienie.

Wpłynęły na to dwa niespodziewane zdarzenia.

Najpierw w pobliżu miejsca, gdzie Korytnica uchodzi do Drawy, natknąłem się na zwłoki. Dość uważnie, choć z niekłamanym obrzydzeniem, przyjrzałem się nieboszczykowi. Na ciele nie zauważyłem widocznych ran, prawdopodobnie po prostu skończyło się życie.

Zwłoki

Szary kolor denata wskazywał, że zgon nastąpił jakiś czas temu, ale tej śmiałej teorii przeczył brak jaj samicy plujki pospolitej, która je składa już po dwóch godzinach od śmierci żywiciela. Spojrzałem na wyświetlacz komórki, by sprawdzić godzinę odkrycia zwłok i zamarłem. Zniknęły kreski pokazujące siłę sygnału sieci komórkowej! (To było to drugie niespodziewane zdarzenie). Nerwowo wyszedłem z lasu na drogę, ale nie pomogło. Zostaliśmy odcięci od cywilizowanego świata w totalnej głuszy. Wróciłem do kampera i w napięciu przekręciłem kluczyk w stacyjce…..

40 minut później…..

Są Antyki

Są z nami Antyki!

Nasz poczciwy Bob Rams nie zawiódł i odpalił natychmiast, więc czym prędzej skierowałem go tam, skąd przyjechaliśmy, czyli w stronę Głuska. Pozbawieni telefonicznego zasięgu mieliśmy jeszcze w  zanadrzu wzrokowy. Na wąskiej drodze nie mogliśmy przeoczyć kampera Antyków, którym dumnie powoziła Viola. Wzajemną radość ze spotkania od razu uczciliśmy szklanicą „Kasztelana”, oczywiście po powrocie do „Bogdanki”. Nie zdążyliśmy zerwać plomby z kolejnej puszki chmielowego smakołyku, gdy do „naszego” obozu wtargnęło jakieś auto.  W sumie to do dzisiaj nie wiem, jak to się stało, że jegomość, który z niego wysiadł, przekonał nas do opuszczenia tak pięknego miejsca zapewniając, że zna ładniejsze. Przy zapadającym zmroku jechaliśmy za nim kilka kilometrów, by w końcu dotrzeć na ogrodzoną posesję. Gdy we wstecznym lusterku zobaczyłem zamykającą się za nami bramę, zacząłem intensywnie myśleć, co i gdzie mam w kamperze przydatnego do obrony dobytku, a może i życia. Saperka, patelnia, szpikulce do grilla, sztućce….hm….aha, jest też gaśnica. Nagle z ciemności i dawno nie koszonej trawy wyłonił się jakiś uzbrojony w latarkę człek. Ubrany w krótkie spodenki wyglądał dość pociesznie i raczej niegroźnie. Ostrożnie, choć już bez trwogi, opuściłem szybę. Do naszych uszu dotarły miłe słowa powitania wygłoszone przez właściciela baru, mariny kajakowej, tartaku i producenta wyrobów drewnianych. Znaczy się, to był jeden człowiek. Kilka „Kasztelanów” później poszliśmy spać. Nazajutrz, przy świetle dziennym zobaczyłem, że nasze kampery nie mają prawa narzekać.

1       2

Po śniadaniu i bez zwłoki wybraliśmy się rowerami na wycieczkę po okolicy, a głównym jej celem miał być zamek w Niemieńsku.  Sporą część trasy pokonaliśmy drogą skleconą z mieszanki dziur z resztkami asfaltu, więc z ulgą powitałem zwyczajny dukt leśny, będący skrótem do rzeczonego zamku. Leśną monotonię przerwało pojawienie się Słopicy, która jak podlotek wesoło szemrząc przecięła naszą drogę.

Mostek nad Słopicą       Słopica

O Słopicy

Zamek w Niemieńsku jest de facto dawnym pałacem myśliwskim. Zaiste, to okazała budowla i nie dziwota, że pospólstwo nazwało go zamkiem. Obecnie znajduje się tu Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy.

Zamek 3       Zamek 2

Choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że budynek jest w niezłym stanie, to na drugi jednak już nie. Drewniane zabezpieczenia przed odpadającymi dachówkami z pewnością są jakimś doraźnym wyjściem, ale obiekt wymaga pilnego wejścia. Remontu.

Niemieńsko       Dach pałacyku

Z objawami silnego zatrucia głodowego wróciliśmy do Sówki, bo tak się nazywa osada, w której przyszło nam nocować. Sympatyczna i uśmiechnięta pani Sylwia, żona właściciela wszystkich wymienionych wcześniej przeze mnie włości, właśnie wylewała kilka litrów oleju na wielką patelnię. Po chwili rozgrzany nad ogniskiem olej radośnie zaskwierczał świeżo wyciągniętymi z wody pstrągami. Antonio w niemym zachwycie przełykał ślinę za śliną zapominając napocząć czteropaka. Ja nawet na chwilę nie odrywałem wzroku od patelni…

4       5

6

Drodzy gospodarze – za przemiłą gościnę i wspaniałe wyżywienie choć tak skromnie się wywdzięczę:

Czy kajakarze, czy wędrownicy,

Wiedzą, nim podróż czas rozpoczynać: 

Najlepsza przystań na Korytnicy:

W osadzie Sówka – „Kajak Marina”!

Bar

 

 

 

 

 

Facebook