Spośród miejscowości, które z BoRą odwiedziliśmy, a nie znalazły się podczas rajdu Szlakiem Piastowskim, na pierwszy ogień proponuję, byście odwiedzili
Giecz
Ta malutka obecnie miejscowość, za czasów Bolesława Chrobrego była silnym grodem, gdzie stacjonowało 2300 wojów. Jednakże zaledwie 13 lat po śmierci pierwszego polskiego króla, w 1038 roku osamotniona załoga Giecza poddała się bez walki Brzetysławowi, czeskiemu księciu. Najeźdźca z południa zdążył już bowiem zrujnować Poznań, Ostrów Lednicki, Kruszwicę oraz Gniezno. Brzetysław uprowadził do Czech rzemieślników z Giecza, a gród, jak to miał w zwyczaju, zwyczajnie spalił.
W Gieczu warto obejrzeć dwunastowieczny Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Mikołaja.
oraz rezerwat archeologiczny,
po czym śladami mysiej legendy o Popielu, jak najszybciej udać się do kolejnej siedziby pierwszych Piastów, do
Kruszwicy
W tym mieście, które swą nazwę podobno posiada od gruszy – kruszy,
bezwzględnie i za wszelką cenę (6,50 zł/osoba) należy wspiąć się na Mysią Wieżę,
bowiem widok z niej wart jest co najmniej 15-minutowego zachwytu.
Trzeba było w końcu zejść na ziemię, a nawet niżej. Wchodząc do niewielkiego budyneczku zeszliśmy do podziemi, by po kilku minutach ponownie spojrzeć na świat z góry, czyli tym razem z mostu zwodzonego.
Po zwiedzeniu wieży, zjedzeniu pizzy z widokiem na MW i naszą kamperzycę,
ruszamy z BoRą na przejażdżkę „Rusałką” po Gople.
„Rusałka” w tym przypadka oznacza stateczek wyprodukowany 1960 lat po narodzinach Jezusa, na Węgrzech. Znaczy, statek pochodzi z Węgier.
Przejażdżka kosztuje 15 zł/osoba, trwa ok. 45 minut i śmiało można ją sobie odpuścić. Ale – de gustibus, et cetera.
Za to zwiedzenie kolegiaty św. Piotra i Pawła
z całą pewnością winno być obowiązkowe, chyba, że ktoś woli zwiedzać pobliskie zakłady tłuszczowe.
Nie weszliśmy do środka kolegiaty, bo wszystkie wejścia były zamknięte. Zapomniałem sprawdzić wyjścia.
Bryła zewnętrzna otoczona z 3 stron …. cmentarzem, sprawiła miłe dla mego oka – w tych okolicznościach – wrażenie dostojności i elegancji.
I żeby pozostać w klimacie romańskim, który przyznaję – bardzo misie podoba, pojechaliśmy do kolejnego piastowskiego grodu o nazwie
Strzelno
Na poniższym zdjęciu uwidoczniłem od razu dwa najcenniejsze zabytki Strzelna.
Rotunda Świętego Prokopa, która według Długosza została wyświęcona w 1133 roku, zbudowana jest z granitu i cegieł.
Podobno zjeżdżają tu panny, by wrzucając monetę do pustego grobowca, wypowiedzieć życzenie:
„Święty Prokopie, daj nam po chłopie, choć o jednym oku, byle tego roku”.
Jeśli tak jest faktycznie, to nawet nie pytam o ich urodę…
Poniżej, za seledynową BoRą znajduje się bazylika – kościół Świętej Trójcy i Najświętszej Marii Panny. Bazylika została wyświęcona 87 lat później od Rotundy Prokopa, w 1216 roku. Elewacja frontowa wprowadza minimalistów zwiedzania w błąd, bowiem jest barokowa.
Ale nie z nami te numery. By nie przeszkadzać we mszy, udajemy się na tyły kościoła. Tam, jako już dość wytrawni znawcy architektury, od razu potwierdzamy romańskie pochodzenie świątyni.
Przed bazyliką znajdują się pokaźne kamienie, zwane diabelskimi.
Istnieją 3 hipotezy co do ich przeznaczenia.
Pierwsza zakłada, że służyły jako ołtarze, na których obcinano głowy zwierzętom, a nawet ludziom.
Druga, że były warsztatami kamieniarskimi. A trzecia, że poprzez wlewanie w widoczne w kamieniu z prawej strony zagłębienia substancji łatwopalnej, doświetlały kościół.
Widząc, że jakoś nikt nie pomyślał, iż mogły być przytargane w to miejsce po prostu dla ozdoby, albo na skalniak,
podchodzę do tak zwanego kamienia Świętego Wojciecha. Z głazem tym wiąże się następująca legenda.
Gdy biskup Wojciech podczas burzy przejeżdżał przez Strzelno, jego nieuważny woźnica najechał kołami na ten spory kamień.
I stał się cud… Głaz zmiękł jak ciasto, koło przejechało, a biskup ocalał. Do dziś na kamieniu widać miejsce po owym kole.
Myślę, że choć legenda o tym nie wspomina, musiał ocaleć też woźnica z koniem, by mogli dać świadectwo cudu.
To, co mi ów kamień przypomina, w swej skromności pozostawię dla siebie…
Aby dowiedzieć się kolejnej diabelskiej legendy ze Szlaku Piastowskiego, udam się w stronę Żnina i wsiądę do kolejki wąskotorowej wysiadając na stacji
Wenecja
Obok średniowiecznych machin z XXI wieku ulokowały się ruiny zamku, albo odwrotnie.
W zamku, gdy jeszcze był w okazałej całości, sprawował okrutne rządy Mikołaj z Nałęczów zwany Krwawcem lub Diabłem z Wenecji.
O jego diabelskości miało świadczyć nie tylko okrucieństwo dla poddanych, ale przede wszystkim wielokrotne ucztowanie z biesami do samego rana. Po całonocnej libacji, pod postacią kruków, czarty opuszczały zamek Mikołaja. Ciekawym jest, jak naonczas wyglądała trajektoria ich lotu.
Obecnie u diabłów musi być niż demograficzny, bo choć byłem w Wenecji kilka razy, to nigdy nie widziałem żadnego kruka….
Tuż przy ruinach zamku znajduje się Muzeum Kolejki Wąskotorowej,
a w nim najmniejszy w Europie wagonik pocztowy.
Z kolejkowych eksponatów przesiadam się do wesoło podskakującej „na żywo”ciuchci i „pędzę” dalej.
Zaraz dojadę do osady założonej w 738 roku.
Prawda, że robi wrażenie? A gdy dopowiem jeszcze, że przed naszą erą?!
Douczona większość natychmiast domyśli się, że wysiądę na stacji
Biskupin
Muzeum Archeologiczne w Biskupinie powinny zwiedzić wszystkie szkolne wycieczki! Oczywiście, nie naraz.
Dawna wyspa (obecnie półwysep) po opadnięciu wód odsłoniła niesamowitą przeszłość.
Więcej nic nie powiem, zapraszam do wirtualnie wspólnej wędrówki po tym pomniku historii Polski.
Wiem, wiem. Ciuchcia kończy bieg w Gąsawie, ale tam już byliście. 🙂