UWAGA: Tylko dla zorientowanych – z forum CamperTeamu 😉
Nie da się ukryć, prawda jest taka,
Że zlot w Kaputach to Zlot Świstaka.
Bo już od bramy, z Kogutem w parze,
Witał nas smalcem, dworkowym darze.
Gdy oficjalnie camping otwarto,
On pierwszy ryknął: Napić się warto!
I porwał wszystkich nas na biesiadę,
Co ucztą była, a nie obiadem:
Z jabłuszkiem w ryjku prosię pieczone,
Karkówka z grilla, ryby wędzone,
Szaszłyk, golonki, no i kiełbasy,
Kocioł bigosu, same frykasy.
A by żołądek nie był zbyt suchy,
Wino i piwo piły łasuchy.
Przy tym wesoło jak do wesela,
Grała znad stawu dla nas kapela.
W blasku ogniska, dla zdrowotności,
Ruszyłem w tany rozruszać kości.
Było coś jeszcze, lecz nie pamiętam,
A do kampera droga tak kręta….
Kontynentalne jest dziś śniadanie,
Po którym czuję w żołądku ssanie,
I na tym ssaniu powoli ruszam,
Podziwiać dworek – oczy i dusza,
Ucztują teraz, a nie żołądek,
Bo tu doprawdy każdy zakątek,
Przez pana Henia tak dopieszczony,
Jak nie był sułtan przez wszystkie żony!
Co ze Świstakiem? – pewnie spytacie,
Zanim odpowiem – podciągnę gacie,
Które ze śmiechu na to wspomnienie,
Same spadają, tego nie zmienię!
Wraz z Tadeuszem i z wielką gracją,
Zajął się Świstak nasz…licytacją!
Powiem Wam szczerze, to nie przegięcie,
Co sławił Świstak – to miało wzięcie!
Radiowym głosem na zachęcenie,
Sprzedał nam wszystko – w najwyższej cenie!
Pewnie oburzy się teraz wielu,
Lecz Świstak robił to w szczytnym celu.
Aż nadszedł w końcu ten smutny ranek,
Gdy się pożegnać było nam dane,
A zamiast piania znanego ptaka,
Ryknął znienacka skądś głos…Świstaka.
Czy to omyłka była, czy buta,
Świstak zastąpił rano….. koguta!